Przemierzając południe Turcji niemal wszędzie można natknąć się na Syryjczyków. Początkowo były to jedynie pojedyncze osoby, pierwsi śmiałkowie, uciekinierzy. Z biegiem czasu liczba ta zaczęła jednak szybko wzrastać i wzrasta do dzisiaj. Są ich dziesiątki, setki, tysiące, miliony. Rozlokowani w dużych i małych ośrodkach miejskich, część w obozach dla uchodźców. Nie mieszkają w centrum miast, w namiotach rozłożonych w parkach czy okolicznych skwerach. Nie, nie przypomina to obrazów za zniszczonego przez trzęsienie ziemi Haiti, gdzie stolica przypominała morze pełne namiotów, a każdą niemal najmniejszą niezagruzowaną przestrzeń zajmowały - początkowo tymczasowe - w efekcie stałe i długotrwałe 'namiotowe mieszkania'. Tu oczywiście takie miejsca też znajdziemy. Głównie przy południowej tureckiej granicy, z dala od centrum miast, po środku pustyni bądź innych nieużytków.
Większość z 2 mln tutejszych uchodźców żyje jednak w miarę normalnie. Przynajmniej stara się. Mają swoje sklepy, wynajmują mieszkania. Wiodą w miarę normalne, choć skromne życie. Próbują wtopić się w otoczenie. Zniknąć. Zaszyć się. Zacząć od nowa. Stworzyć nowy dom na wciąż obcej im ziemi. Pomimo wysiłku i swoich starań wyróżniają się jednak z tłumu. Dwa miliony to przecież spora liczba. Liczba mogąca stanowić osobny naród. Naród uchodźców, bo chyba już nie Syryjczyków. Wojna coś w nich zmieniła. Nie da się tego nie zauważyć. Widać to na ich arabskich twarzach. Twarzach o mocnych, wyrazistych rysach i ciemnej, pustynnej karnacji. Widać to zwłaszcza u syryjskich mężczyzn, dawniej pełnych dumy, temperamentu, energii. Dziś nieco bardziej cichych, skromnych, o spuszczonym wzroku.
Twarze kobiet są podobne, trudniej je jednak dostrzeć, zaobserwować. Arabskie kobiety tradycyjnie unikają męskich spojrzeń. Przenikają przez ulice niczym duchy przez ściany opuszczonych budynków. Gdzieś pędzą, gdzieś się spieszą, gdzieś prowadzą swoje dzieci. Twarze mają wyowijane chustami. Noszą nikaby, czadory, hidżaby a nawet burki. Ubrane są zazwyczaj na czarno i zawsze trzymają się w grupach. Ciężko jest do nich jednak podejść i zagadać. Porozmawiać. Bo niby jak, niby o czym?
- Cześć, jesteś z Syrii? Jak tam wojna?
Rozmowy nie ułatwia mój brak znajomości języka arabskiego. Tureckiego nie znam, oni zresztą (w większości) również. Są tu niedługo. Wciąż obcy. Jeszcze obcy. Wiecznie obcy?
Od wybuchu wojny domowej w Syrii w 2011 r. śmierć poniosło 220 tys. osób, a liczba syryjskich uchodźców przekroczyła 4 mln. Większość z nich trafiła do krajów ościennych - Jordanii, Libanu, Turcji. Wciąż trafia. Najwięcej właśnie na północ, uciekając z obszarów ogarniętych walkami między ISIS i Kurdami, czy Wolną Armią Syrii i reżimem Asada. W samym tylko czerwcu 2015 r. do Turcji przybyło ponad 24 tys. Syryjczyków. To opowieść o jednym z nich.
- Cześć, jesteś z Rosji? - zagadał stojący u progu schodów młody chłopak. Ciemna, brązowa karnacja, czarne oczy i kapelusz na głowie. Przypomina nieco Bruno Marsa. Zapewne zobaczył moją spaloną od słońca, czerwoną skórę. Typową oznakę przybysza z Europy Środkowo-Wschodniej.
- Nie, z Polski - odpowiedziałem.
- O to zimno tam teraz pewnie macie?
- Właściwie to nie. Podobnie jak tutaj. Latem temperatury w Polsce sięgają 30 stopni.
- Serio?
I tak rozpoczęła się moja rozmowa z Bederem, 17-letnim uchodźcą syryjskim.
Mówi się, że gdyby na całym świecie pogoda zawsze była taka sama to połowa ludności świata nie miałaby o czym rozmawiać z drugą połową - na całe szczęście nie jest!
- Urodziłem się w Kanadzie, stąd właśnie znam język angielski. Mieszkałem w Ontario ze swoją ciocią. Jestem Palestyńczykiem. Uchodźcą od zawsze. Mam kanadyjski paszport, palestyński oraz syryjski. Moja rodzina została wyrzucona z Haify przez Izraelczyków. Trafiliśmy do Syrii. Stamtąd do Kanady na kilka lat. Później rodzice zdecydowali się wrócić na Bliski Wschód. Wtedy było tu spokojnie. Trafiła tu większość mojej rodziny. A kim jesteśmy bez rodziny? Rodzice się przenieśli więc i ja zrobiłem to samo. Miałem 12 lat gdy trafiłem do Damaszku. Nie było łatwo. Nie mówiłem po arabsku ale szybko się nauczyłem. W Kanadzie byłem w narodowej reprezentacji pływaków. W Syrii zresztą też. Ale później w trakcie wojny postrzelili mnie w plecy. Trafiłem do szpitala na dwa miesiące. Tam przytyłem. To dlatego teraz tak wyglądam - zaśmiał się pokazując wystający spod koszuli niewielki brzuszek. Podczas wojny nie było łatwo. Walczyłem po obu stronach. Syryjskiej Wolnej Armii i stronie rządowej. Pytasz jak to możliwe? Będąc na miejscu musisz walczyć po stronie rodziny. To jest twoja strona. Musisz ją ochraniać. Front się zmienia, wojska się przesuwają, a ty musisz bronić swoich bliskich. Nie pytasz do kogo masz strzelać. Strzelasz do każdego kto chce skrzywdzić twoich najbliższych. Rodzina jest najważniejsza. Byłem w Rakkce, Alleppo, Damaszku jeszcze przed wojną. Jako turysta z rodzicami. Piękne czasy. Ale wszystko minęło, gdy zaczęła się wojna. Sami sobie na nią zasłużyliśmy. Ludzie byli źli dla innych ludzi.
- Jak można sobie zasłużyć na wojnę?! Nikt na to nie zasługuje. - próbuję go dopytać co ma na myśli. Powtarza, że ludzie byli dla siebie źli. Bóg ich teraz za to karze.
Nie pytam o to czy zabił człowieka. Pytanie to nasuwa się na myśl ale nie może przejść przez moje usta. Nie potrafię o to zapytać, nie daje rady. Mówi, że jego mama i siostry utknęły w Damaszku. Dopiero za miesiąc mogą tu się dostać więc czekają.
- Co się stało, że nie mogą teraz? - pytam.
- Nie da się tą samą drogą co wcześniej. Są problemy - odpowiada wymijająco. Pytam o zdrowie matki i sióstr. Też nie odpowiada. Mówi, że mama nie może się ruszyć teraz z miejsca w którym się znajduje.
- Gdzie jest? Postrzelono ją? Uwięziono? Zgwałcono? Uprowadzili ją ISIS? Nie, nie mogę o to także zapytać.
- Jak się tu dostałeś?
- Nielegalnie, przez tunel z Alleppo do granicy. Nocą. Małymi grupami.
- Z Alleppo? Przecież to kilkadziesiąt kilometrów stąd!? Kilkadziesiąt kilometrów do granicy.
- 20 kilometrów do terenów pustynnych, bezdroży, zielonej granicy. To tam wiedzie tunel.
- 20-kilometrowy tunel? - Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Kiedy? Jak? Przez kogo został zbudowany? Na ile jest bezpieczny? Pewnie nie jest ale jest bezpieczniejszy od tego co na zewnątrz. Pod ziemią łatwiej. Nie słychać strzałów, nie ma wybuchów, nie ścinają głów. Ziemia może się na głowę zsypać ale na zewnątrz mogą zrobić to bomby, odłamki, kawałki budynków, cegły, tynk z rozwalających się konstrukcji.
- Dostaliśmy się z tatą i dwójką braci nielegalnie. Ale teraz mamy już legalny status. Tata prowadzi sklep. Ja mu pomagam. Młodsi bracia się uczą jak pomagać. Czekamy na resztę rodziny. Za miesiąc powinni tu być. Wtedy miesiąc jeszcze zostaniemy i później ruszymy do Europy. Do Norwegii. Chcę tam iść na studia, na politologię. Chcę zostać palestyńskim ambasadorem. Dlaczego do Norwegii? Tam nas lubią, Palestyńczyków. Dobrze nas traktują. Dają pieniądze i schronienie. Jak się tam dotrze idzie się na policję i mówi się, że jest się syryjskim uchodźcą. Dają ci jeść i pić. Później spotykasz się z norweskim i syryjskim sędzią. Pytają Cię o twoją historię. Jak tam trafiłeś, co robiłeś wcześniej itd. Im młodszy jesteś tym większe szanse. Dlatego chcę spróbować póki nie mam 18 lat. Kanadyjskiego paszportu im nie pokażę. Nie chce tam wracać. Moja rodzina tam nie może jechać, a ja bez nich nie pojadę. Rodzina jest najważniejsza. Z nimi muszę być. Dlatego Norwegia. Tam jest dobre życie. Wiem, że klimat jest ciężki, potrafi być zimno i jest strasznie drogo ale tam mamy największe szanse. Do Syrii nie wrócimy. Po co? Tam się nic nie zmienia. Ten konflikt będzie trwał jeszcze conajmniej 25 lat. Będzie jeszcze tylko gorzej. Jakbym wrócił to od razu by mnie do armii wcielili. Pewnie rządowej. Na terenach ISIS niebezpiecznie. Wszędzie niebezpiecznie. Wszędzie musisz wiedzieć co powiedzieć i jak mówić. Komu, o czym, z kim? Ciągłe balansowanie. W Europie jest łatwiej. Jak się tam dostaniemy? Nielegalnie. Najpierw przez Turcję ale to jest łatwe. Później Grecja i stamtąd lądem do Serbii. Tam nie robią problemów.
Słysząc o tym przypomniałem sobie wiadomość sprzed kilku tygodni o umowie między Węgrami a Serbią o budowie muru oddzielającego oba kraje i wzmożeniu kontroli granicznej i intensyfikacji patroli. To właśnie na Węgry trafia największa ilość uchodźców w tej części Europy. Teraz osobiście poznałem pierwszą osobę, która zamierza podążyć właśnie tą drogą.
- Przez lasy i rzeki - kontynuuje. - Zieloną granicą. Nocą. Wszystko się da załatwić. Jednak to kosztuje. Całość nawet 11000 euro. Powoli się przygotowujemy. W Decathlonie kupuję sprzęt. Tworzę ekwipunek na podróż. Plecak juz mam.
Gdy wspomniał o plecaku nagle zorientowałem się, że nie mam na szyi saszetki z paszportem. Oblał mnie strach. Wpadłem w panikę. Usiadłem na ziemi i zacząłem sprawdzać wszystkie kieszenie. Nie ma. Rany boskie. Nie mam paszportu. Co ja teraz zrobię? Jestem na wschodzie Turcji, jutro mam jechać do Erzurum, by w tamtejszym irańskim konsulacie odebrać wizę. Co ja teraz zrobię!? Mam jechać do Ankary? A teraz biec na policję? A może szukać go wśród krętych uliczek Mardin. Co z moją dalszą podróżą? - nie mogłem na niczym się skupić. Siedziałem na ziemi, przez głowę przelatywalo mi milion myśli.
- Sprawdź raz jeszcze. Tylko spokojnie, bez stresu. Dokładnie. - powiedział Beder.
Jest! Na dnie torby, w plastikowej siatce. Musiałem przez przypadek go tam włożyć i całkiem o tym zapomniałem. Byłem przez moment sparaliżowany, nie moglem dojść do siebie. Spojrzałem na Bedera. Uśmiechnął się i powiedział.
- Są rzeczy ważniejsze od paszportu i twojej podróży.
Brakło mi słów. Zostałem rozłożony na łopatki. Uderzyła mnie rzeczywistość. Przez chwilę mój świat się załamał. Myślałem, że straciłem paszport, a tu na wprost mnie stoi syryjski 17-letni uchodźca, który stracił wszystko. Stracił przyjaciół, teraźniejszość, młodość, dobry poziom życia. Stracił wszystko co miał poza rodziną. Ją może też częściowo stracił ale o tym nie mówi. A ja? Na 2 minuty straciłem paszport... Jakże odmienne problemy, rzeczywistość, świat. Stoi nade mną i się uśmiecha. Podaje mi szklankę wody. Nie potrafię powiedzieć nic więcej. Skamienialem ze wstydu. Beder jednak dalej się uśmiecha i kontynuuje rozmowę. Jakby nic się nie stało. Bo w sumie tak naprawdę nic się nie stało...
- Aby zostać ambasadorem użyję kontaktów - mówi. - Mam znajomych w wielu krajach. Nie są postawieni wysoko ale to pierwszy krok. Jakoś się to ułoży. O marzenia trzeba walczyć. Nie ma rzeczy niemożliwych. Nie możesz się tylko poddawać. Każdy dzień zaczynaj z uśmiechem na ustach, bo nie wiesz czy przyjdzie kolejny. Trzeba myśleć pozytywnie i walczyć o swoje, o swoje lepsze jutro. Trzeba pracować. Tu w Turcji nikt Ci nie pomoże. Musisz liczyć na siebie. Rząd nie da ci żadnych pieniędzy. Ludzie może i pomogą ale jak długo. Dzień, dwa, tydzień. Może miesiąc? Ale nie więcej. Bo niby za co? Tu ludzie nie mają pieniędzy za dużo. Dlatego prowadzimy ten sklep. Chodź, pokaże Ci. Przedstawię Cię swojej rodzinie. Zapraszam Cię na kolacje. Będziesz moim gościem. Nalegam! To będzie dla mnie zaszczyt. Później odprowadzę Cię do domu. Gdzie mieszkasz? Jak to nie masz tu noclegu? W namiocie? Zostaniesz u mnie na noc. Standard nie jest najwyższy ale miejsce się znajdzie. Mamy materace. Jest też miejsce by się umyć. Nie ma powodu by się bać. Jesteśmy dobrymi ludźmi. Chcę pomóc. Wiem, że jesteśmy biedni ale bieda to nie powód do wstydu. Kiedyś mieliśmy pieniądze. To dlatego byłem w Hong Kongu, Tajlandii, Korei Północnej. Tata miał dwa sklepy jubilerskie w Damaszku. Największe w Syrii. Dobre pieniądze. Cześć z nich zainwestował w akcje. Kupił cześć akcji spółek na WallStreet ale po ataku na World Trade Center stracił wszystko. Krach na giełdzie po ataku spowodował, że straciliśmy wszystkie oszczędności, wojna dokończyła resztę. Teraz nie mamy za dużo ale jesteśmy cali i zdrowi. Trzeba się dzielić i sobie pomagać. Myślę, że to lekcja od Boga, wiele ludzi było zbyt próżnych, zapatrzonych jedynie w pieniądze. Tylko one się liczyły. Teraz wiem ze są rzeczy ważniejsze. To moja historia. Ty jesteś dobrym człowiekiem. Wiem, że znajdziesz to czego szukasz. A czego szukasz?
Trafiłam tu przypadkiem i jestem pod wrażeniem tej opowieści i sposobu w jaki ją przekazałeś. Na prawdę urzeka !
ReplyDeleteŚlicznie dziękuję za te miłe słowa. Myślę, że skoro tu trafiłaś to jednak nie przypadkiem. Czegoś szukałaś i mam nadzieję, że to znalazłaś. Ciekaw jestem czego szukałaś? :)
Delete